Jest
czerwiec - od ostatniego posta minęło 8 miesięcy... W listopadzie,
po prawie 1,5 roku starań, poczęło się nasze dziecko. Dziś z
radością i podekscytowaniem czekamy na narodziny... Przyszedł też
czas podsumowań i świadectwa.
Nasze
małżeństwo ciężko zniosło miesiące leczenia, garści leków
przyjmowane każdego dnia i rozczarowania związane z kolejnymi
cyklami bez ciąży. Mimo stosunkowo krótkiego czasu oczekiwania
doświadczyliśmy głębokiego kryzysu emocjonalnego i duchowego.
Pomimo tego, że kochamy się, nie potrafiliśmy cieszyć się
codziennością, a kolejne dni przepełnione były smutkiem i żalem.
W
trakcie starań o dziecko trafiliśmy do wspólnoty Małżeństw
Pragnących Potomstwa i rozpoczęliśmy terapię małżeńską, aby
przejść przez kryzys niepłodności i na nowo odszukać radość
życia. Bardzo powoli uczyliśmy się cieszyć na nowo sobą, naszym
domem, współżyciem, które do tej pory podporządkowaliśmy
głównie prokreacji.
Często
prosiliśmy o modlitwę. Wiele osób
modliło się za nas (nowenna Pompejańska, Szturm na Niebo
Przymierza Wojowników). Sami również zaczęliśmy
uwielbiać Boga w naszej sytuacji, dziękując mu za niepłodność,
której nie chcieliśmy, ale uczyliśmy się przyjmować Boże wolę
względem naszego małżeństwa.
Wsparcie
modlitewne zapewniały też nasze rodziny. Z dzisiejszej perspektywy
widzę, że rodzina chciała i starała się nas wspierać. Ciężko
mi było mówić o swoich emocjach i potrzebach w rodzinnym gronie w
czasie starań o dziecko - wiem zatem, że towarzyszenie nam w naszym
leczeniu było wyzwaniem. Rozmawiając z bliskimi już po poczęciu
dziecka, widzę w rodzinie zranienia, które spowodowały nasze
decyzje, przede wszystkim odmowa zostania rodzicami chrzestnymi. W
czasie niepłodności rozeznaliśmy to jako dobrą decyzję i nadal
uważamy, że (chociaż trudna i raniąca) w tamtym czasie była dla
naszego małżeństwa słuszna. Staram się odbudować relacje
nadszarpnięte czasem niepłodności. Liczę na to, że pomimo
zranień, bólu i cierpienia będziemy potrafili przekuć siłę
niszczącą na budującą.
Jakiś
czas przed poczęciem naszego dziecka, żona na modlitwie pytała
Pana Boga: czy Ty nie słyszysz naszych modlitw? Czy one są Ci
obojętne? Jako odpowiedź przyszedł obraz: piękny górski
krajobraz, a w nim rozlega się echo, które się potęguje odbijając
od górskich skał. Zrozumieliśmy, że modlitwy są słyszane, a
nawet zwielokrotnione przez modlitwy i wsparcie innych. Nabraliśmy
nadziei.
W
duchu posłuszeństwa wspólnocie małżeństw rozpoczęliśmy
nowennę do św. Stanisława Papczyńskiego. Zakończenie tej nowenny
(i msza św, którą zamówiliśmy na Jasnej Górze podczas pieszej
pielgrzymki w intencji daru potomstwa) zbiegły się z poczęciem
naszego dziecka. Pomimo tego, że wyniki naszych badań po obu
stronach nie były idealne, ale pod wpływem leczenia znacznie się
poprawiły, poczęło się nasze długo wyczekiwane dziecko. Jest ono
naszym Darem. Wiemy, że to Pan Bóg zainterweniował i z Jego
miłosierdzia cieszymy się teraz owocem naszej miłości. Życzymy
wszystkim pragnącym doczekania się pięknych owoców. Wierzymy, że
w swoim czasie one przyjdą i będą na pewno obfite! Jak przystało
na Pana Boga :)